Niedzielnej Mszy św. Papież Franciszek przewodniczył w kościele św. Anny, kościele parafialnym na terenie Watykanu. W swojej prostocie przyszedł do kościoła pieszo po drodze witając się i błogosławiąc spotkanym wiernym. Odprawił Eucharystię tak jakby był zwyczajnym proboszczem, a nie Namiestnikiem Chrystusa. Wygłosił homilię, tak jak poprzednio w Kaplicy Sykstyńskiej, z głowy, a nie z przygotowanego tekstu. Mówił krótko i bardzo dynamicznie. A po Mszy ubrany w szaty liturgiczne z uśmiechem na twarzy i pełen energii wyszedł przed kościół i witał się, rozmawiał i błogosławił po kolei każdego wychodzącego z liturgii. Ten obyczaj jest również często spotykany w wielu kościołach parafialnych Ameryki. W Watykanie budzi nieco zdziwienia. Potem Papież podszedł do tłumu przy barierkach w pobliżu kościoła by również spotkać się z pielgrzymami. Spontaniczne spotkanie trwałoby zapewne dłużej gdyby nie ograniczenie czasowe – zblizało się południe, pora modlitwy Anioł Pański. Tekst homilii poniżej:
Jakże to piękne: najpierw Jezus sam modli się na górze. Modlił się sam (por. J 8,1). Następnie udał się znów do Świątyni, a cały lud schodził się do Niego (por. J 8,2). Jezus pośród ludu. A potem, na końcu zostawiają Go samego z kobietą (por.J 8,9). Ta samotność Jezusa! Ale jest to samotność owocna: samotność modlitwy w jedności z Ojcem i tak piękna samotność, która jest wręcz orędziem dzisiejszego Kościoła, orędziem miłosierdzia wobec tej kobiety.
Ponadto istnieje różnica pomiędzy ludźmi. Był bowiem lud, który schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał go: lud, który chciał słuchać słów Jezusa, lud o otwartym sercu, potrzebujący Słowa Bożego. Byli też jednak inni, którzy nic nie słyszeli, nie byli zdolni, by usłyszeć. To ci, którzy przyszli z tą kobietą: Słuchaj Nauczycielu, jest to taka, owaka… Musimy zrobić to, co kazał Mojżesz czynić z takimi kobietami (por. J 8,4-5).
Sądzę, że także i my jesteśmy tym ludem, który z jednej strony pragnie słuchać Jezusa, ale z drugiej czasami ma ochotę uderzyć innych, potępić innych. Zaś orędziem Jezusa jest miłosierdzie. Dla mnie – mówię to z pokorą – najmocniejszym orędziem Pana jest miłosierdzie. Ale to On sam powiedział: Nie przyszedłem dla sprawiedliwych, sprawiedliwi usprawiedliwiają się sami. Niech będzie błogosławiony Pan, jeśli możesz to uczynić, ale ja nie mogę! Oni jednakże sądzą, że mogą tego dokonać. Ja przyszedłem do grzeszników (por. Mk 2,17).
Zwróćcie uwagę na to szemranie po powołaniu Mateusza: On idzie do grzeszników (por. Mk 2,16). Przyszedł On dla nas, kiedy uznajemy, że jesteśmy grzesznikami! Kiedy jednak jesteśmy, jak ów faryzeusz przed ołtarzem: Dziękuję Ci Panie, że nie jestem jak każdy inny człowiek, ani też jak ten, który jest u drzwi, jak ten celnik (por. Łk 18,11-12), to nie znamy serca Pana i nigdy nie przeżyjemy radości odczucia tego miłosierdzia! Niełatwo powierzyć się Bożemu miłosierdziu, bo jest ono nieprzeniknioną otchłanią. Ale musimy to uczynić! „Och, Ojcze, gdybyś znał moje życie, nie mówiłbyś tak do mnie”. „Dlaczego, co zrobiłeś?”. „Och, popełniłem poważne występki”. „Dobrze! Idź do Jezusa, podoba się Jemu, kiedy o tym opowiesz!”. On zapomina, szczególnie umie zapominać”. Zapomina, całuje ciebie, obejmuje w ramionach i jedynie mówi: „I Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz!” (J 8,11). Daje tobie tylko tę radę. Za miesiąc jesteśmy w podobnej sytuacji. Powracamy do Pana. Pan nigdy nie jest znużony przebaczaniem: nigdy! To my jesteśmy znużeni proszeniem Go o przebaczanie. Prośmy o łaskę, byśmy niestrudzenie prosili o przebaczenie, ponieważ On nigdy nie jest znużony tym, aby nam przebaczać. Prośmy o tę łaskę.
Tags: featured, historia, homilie, liturgia, Papież Franciszek, Watykan